piątek, 19 kwietnia 2013

The Versatile Blogger



Każdy nominowany powinien:
- podziękować nominującemu
- pokazać nagrodę na blogu
- ujawnić siedem faktów o sobie
- nominować dziesięć blogów i je o tym poinformować

Zostałam nomimowana przez:
http://glodowe-igrzyska-alice.blogspot.com/,
http://Zero-strachu.blogspot.com/,
http://cato-born-to-die.blogspot.com/
Dziękuję bardzo ^.^

FAKTY:
1. Mam 15 lat i chodzę do drugiej klasy KatGima.
2. Jestem wielką fanką "House'a", "Mentalisty", "Chirurgów" i innych tego typu seriali. Oglądam je całymi godzinami <3
3. Klnę na potęgę. To takie hobby.
4. Uwielbiam jeździć konno.
5. Mam grupę przyjaciół dla których zrobię wszystko i bez których nie umiem żyć.
6. Kiedyś całkiem nieźle grałam w siatkówkę. Teraz tylko ją oglądam, moja ulubiona drużyna to Skra Bełchatów <3
7. Zawsze chciałam żyć w XVIII w. w południowych Stanach, jak Scarlett O'Hara.

NOMINUJĘ:
1. http://historia-hermiony-riddle.blogspot.com/
2. http://jedna-osoba-tysiace-mysli.blogspot.com/
3. http://rose-scorpius-love.blogspot.com/
4. http://krewnaszychprzodkow.blogspot.com/
5. http://hermiona-hogwart.blogspot.com/
6. http://hpdramione.blogspot.com/  <-- "śmierć będzie ostatnim wrogiem który sostanie niszczony"
7. http://hpdramione.blogspot.com/ <-- "nie ma nieba"
8. http://beyondshadowsdramione.blogspot.com/
9. http://lata-szkolne-lily-severus-james.blogspot.com/
10. http://czy-to-juz-to.blogspot.com/

^-^-^-^-^-^-^-^-^-^-^

wtorek, 26 lutego 2013

ROZDZIAŁ 5

Zatrzasnęłam za sobą drzwi od pokoju i weszłam do łazienki. Oparłam ręce o zlew z którego lała się lodowata woda. W moim otępiałym umyśle krążyły najstraszniejsze wspomnienia mojego życia. Śmierć mamy, Finnick sam na świecie, oczy taty, Connor podążający do podestu przy pałacu sprawiedliwości, moje imię wyczytane z karteczki… z moich oczu znów popłynęły łzy. Zirytowało mnie to. Ostatnio łzę uroniłam trzy lata temu nad świeżym grobem mamy. Nigdy potem, aż do dożynek.
Ochlapałam twarz wodą i oparłam się o chłodną ścianę łazienki. Straciłam przytomność.
Obudziło mnie łomotanie. Spojrzałam na zegarek który wskazywał godzinę jedenastą wieczorem. Szybko podeszłam do drzwi i otworzyłam je. Zobaczyłam wyraźnie zdenerwowanego Erniego.
- No nareszcie! Ile można stać pod drzwiami?! Chodź za mną, młoda damo. No już!
Niechętnie powędrowałam za nim. Poprowadził mnie do jadalni, po czym wskazał miejsce na fotelu. Sam usiadł naprzeciwko mnie i ciężko westchnął.
- Sądząc po wrzaskach na korytarzu i materiale z dożynek ty i Connor jesteście sobie bliscy. Mam rację?
Skinęłam głową i popatrzyłam mu w oczy. Wyglądał na bardzo zmartwionego i zatroskanego.
- Tak myślałem. To przykre, ale powiedz mi, co zamierzacie zrobić w tej sytuacji?
- Connor chce pomóc mi wygrać. – powiedziałam słabym głosem.
- A jak oceniasz swoje szanse?
- Cóż… dobrze posługuję się trójzębem i nożem, ale w łuku jestem absolutnie
bezbłędna.
- A psychicznie? Jesteś w stanie zabić bezbronnego dzieciaka, który przez przypadek nawinie ci się pod nóż?
- Nie wiem. Raczej nie, ale tego dowiem się na arenie, prawda?
- Niestety, to nie takie proste. Musimy ustalić wcześniej, czy dasz radę, bo jeśli nawet Connor zabije wszystkich innych trybutów, co jest bardzo mało prawdopodobne, ty będziesz musiała zabić jego.
Poczułam jak krew odpływa mi z twarzy. Zabić Connora? Nigdy. Szybko skinęłam głową.
- Mogę zabijać. – Mój głos zabrzmiał dość głucho.
- Możesz iść. – Powiedział cicho.
Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Położyłam się na miękkim dywanie, tuż przy progu i zwinęłam się w kłębek. Zasnęłam.
Obudziło mnie łomotanie do drzwi. Szybko wstałam i otworzyłam je.
- Mam de ja vu. – mruknęłam do Erniego którego zobaczyłam w drzwiach.
- Ja też. Może poza tym, że wyglądasz o wiele gorzej niż wczoraj. – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Ubierz się jakoś porządnie. Masz tu coś odpowiedniego?- spytał wskazując na szafę. Ponieważ wzruszyłam ramionami, podszedł do niej i zaczął krytycznym wzrokiem lustrować jej zawartość.
-Nno… to się nada… - to mówiąc podał mi śliczną białą sukienkę i parę bardzo wysokich szpilek w równie idealnym odcieniu bieli. – ubieraj się i chodź na śniadanie.
- Dobra, dobra…
Szybko się ubrałam i gdy tylko zrobiłam krok – o mały włos nie wyrżnęłam zębami o róg łóżka. Zrobiłam jeszcze jeden krok, mniej zamaszysty i energiczny. Powoli uczyłam się chodzić.
- Zabiję cię Ernie. Po prostu cię zabiję. I to z przyjemnością. – słowa ledwo przeciskały się przez moje zaciśnięte zęby, ale mimo to miałam wielką ochotę wrzasnąć te słowa na cały głos, tak by usłyszał mnie każdy człowiek znajdujący się w promieniu dziesięciu kilometrów.
Powoli i ostrożnie ruszyłam w kierunku jadalni. Zastałam w niej Fanny która na mój widok szybko schowała stojący przed nią talerz za plecami.
- Oh! Witaj Rosalie! Ehem, ehem… daj mi chwilę…
Szybko się odwróciła i podała talerz awoksie. Zauważyłam, że był po brzegi wyładowany jedzeniem.
- Siadaj, siadaj, proszę!
Usiadłam przy stole, ale znów poczułam, że nie jestem głodna. Niestety, gdy już miałam wstać i wyjść, do pokoju wszedł Ernie.
- Ty już tutaj? Świetnie, świetnie. – i w tej chwili na moim talerzu wylądowała góra tostów i jajecznicy.
- Jedz szybko. Mamy jeszcze tylko dwie godziny, a jeszcze Fanny musi cię umalować.
- Słucham?! Nie będę nikogo malować! Nie jestem jakąś dziewczyną z ekipy przygotowawczej!
- A chcesz się mnie pozbyć w przyszłym roku?
To był argument który sprawił, że Fanny zatkało. Opuściła ramiona i z rezygnacją powiedziała:
- Dobrze. Chodź.
Zabrała mi talerz z przed nosa i pomaszerowała do swojego pokoju. Zabrała z niego sporych rozmiarów walizeczkę i bez ceremonii otworzyła drzwi do mojego pokoju. Okazało się że walizeczka była pełna jaskrawych kosmetyków. Fanny już miała zacząć nakładać mi je na twarz, gdy do pokoju wparował Ernie.
- Matko! Czy ty nie masz nic innego do roboty, tylko stać mi nad głową?!
- A żebyś wiedziała. I chyba dobrze, że tu jestem, bo sądząc po zawartości twojej ehem, kosmetyczki, za dwadzieścia minut Rozalie wyglądała by tak, że rodzona matka by jej nie poznała. – to mówiąc wyciągnął z kosmetyczki kilka kosmetyków a resztę zamknął
- To konfiskuję. I bez gadania. Bierzcie się do pracy mamy bardzo mało czasu.
Przez następne kilkanaście minut Fanny pokrywała moją twarz warstwami makijażu. Gdy skończyła, nie było już czasu na przeglądanie się w lustrze. Wyszłam za nią z pokoju i stanęłam przed drzwiami. Przez szkło widziałam Kapitol. Czyste, idealne, w każdym calu dopracowane miasto. Nie było w nim nic, co mogło by wydać się nie na miejscu.
Zobaczyłam jak pociąg powoli wtoczył się na stację. Obok mnie stanął Connor. Był ubrany w śnieżno białą koszulę i dżinsy. Za drzwiami było pełno ludzi, którzy wrzeszczeli, skakali i wymachiwali rękami. Każdy chciał zobaczyć trybutów. Każdy chciał zobaczyć zawodowców.
Drzwi powoli się przed nami otworzyły. W oddali, około sto metrów od nas zobaczyłam samochód. Ale nie takiego rozklekotanego grata, jaki zabrał nas z pałacu sprawiedliwości. To był nowiutki, idealny samochód, który na pewno nie mógłby się rozpaść po drodze do ośrodka treningowego.
Fanny powoli ruszyła przodem. Ja i Connor, ramię w ramię, za nią. W tamtej chwili zrozumiałam, dlaczego kapitolińskie kobiety tak idiotycznie wolno się poruszały. Dwunasto centymetrowe szpilki po prostu uniemożliwiały szybkie poruszanie się.
Droga do ośrodka treningowego upłynęła mi uderzająco podobnie, co ta do pociągu. Gdy wysiadłam, zobaczyłam przed sobą ogromny, nowoczesny budynek. Do środka wprowadziło nas kilka awoks. Fanny wesoło pomachała nam na pożegnanie i odeszła w kierunku windy. Zdumiona spojrzałam na Connora, ale on tylko zmęczonym wzrokiem spoglądał w kierunku z którego nadchodził Ernie. Przeniosłam na niego moje zdumione spojrzenie.
- Parada trybutów. – powiedział spokojnie.- Dacie sobie radę. Connor, ty tutaj. Rozalie, tu proszę.
Poszłam do miejsca które mi wskazał. Był to nieduży pokój, z metalowym stołem po środku. Po kilku minutach weszła do niego trójka Kapitolińczyków. Mieli kolorową skórę i włosy oraz pełno tatuaży i nieśmiało się do mnie uśmiechali.
- Miło nam cię poznać, Rosalie. – powiedział jeden z dwóch mężczyzn.  – połóż się, proszę a my wykonamy wszystkie konieczne zabiegi kosmetyczne.
Powoli zabrali się do pracy. Zmyli mi makijaż, umyli całe ciało i zrobili masę innych, bardzo dziwnych rzeczy, których nawet nie umiem opisać. Po dwóch godzinach czułam się ogołocona ze skóry. Jakbym w ogóle jej nie miała.
- Zaraz przyjdzie tu twój stylista. – poinformował mnie jeden z kapitolińczyków.
Gdy wyszli z pokoju, szybko zarzuciłam na siebie sukienkę, którą wcześniej kazali mi zdjąć. Ciekawie rozejrzałam się wokół siebie. Na małym stoliku pod oknem stały talerze z jedzeniem. Gdy siadałam na kanapie do pokoju wszedł mój stylista.
- Witaj, Rosalie. Nazywam się James i będę twoim stylistą. Porozmawiajmy o twoim stroju na paradę trybutów. W tym roku pomyśleliśmy, że będziecie przebrani za nimfy wodne. A właściwie ty będziesz nimfą. Ten chłopak…
- Connor.
- Tak, Connor. No więc on będzie trytonem, czy czymś w tym rodzaju. Poczekaj tu na mnie, ja przygotuję twój kostium.
- Tylko nie dawaj mi wysokich szpilek, błagam, bo się wywalę.
- Dzisiaj rano poradziłaś sobie całkiem nieźle.
- Tak, ale wymagało to ode mnie godzinnych ćwiczeń.
Spojrzał na mnie z ukosa, ale nic już nie powiedzał tylko wyszedł z pokoju. Zerknęłam na zegarek który wisiał na ścianie. Według planu, parada powinna zacząć się za półtorej godziny. W kilkanaście minut potem wrócił James. Niósł duży pokrowiec na ubrania. Była w nim błękitno – zielona sukienka, podobna do tej którą miałam na sobie teraz, tylko delikatniejsza i bardziej zwiewna. Gdy ją założyłam James podał mi buty. Białe, na płaskim obcasie.
- Dzięki- mruknęłam i założyłam obuwie.
- Masz dziesięć minut, potem schodzimy na dół.   
Pozostałe blogi serii:
http://d1-56th-hunger-games.blogspot.com/
http://d2-56th-hunger-games.blogspot.com/
Chcesz poznać całą historię zawodowców? Przeczytaj!

środa, 30 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 4

Na początek macie coś ekstra od autorek :) . OFICJALNY ZWIASTUN!http://www.youtube.com/watch?v=BkGHrM8gKVY
Teraz przechodzimy do rozdziału :D .


Pociąg ruszył z cichym stukotem kół o szyny a ja osunęłam się na podłogę i wbiłam wzrok w sprzączki moich sandałków. Connor stał obok mnie i patrzył na mnie jakimś dziwnym wzrokiem, inaczej niż zwykle. Zdenerwowało mnie to. Jednym, szybkim ruchem poderwałam się z ziemi i szarpnęłam klamkę drzwi opatrzonych tabliczką z moim imieniem i nazwiskiem. Gwałtownie zatrzasnęłam je za sobą i otworzyłam okno by jeszcze raz poczuć słone powietrze.  Niestety, wyjechaliśmy już z naszego dystryktu i w powietrzu nie było ani grama soli. Nagle poczułam, że się duszę. Znów szarpnęłam klamkę i już byłam powrotem na korytarzu.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz żeby cię wszyscy wzięli za wariatkę? – Zapytał spokojnie Connor.
Moje myśli galopowały. Wariatkę?
- Dlaczego?
- Bo miotasz się po całym pociągu, i wgapiasz w swoje buty. Tak zachowują się wariaci, Rose.
- Świetnie! - wrzasnęłam – Niech ludzie biorą mnie za wariatkę! Może ktoś będzie tak łaskawy i uśmierci mnie szybko, zamiast zadawać długą i bolesną śmierć!
- Jak ty w ogóle możesz myśleć o umieraniu?! – teraz to Connor wrzeszczał – Chyba naprawdę zwariowałaś, Rose, jeśli myślisz że dam ci zginąć!
Nie wiedziałam jak się zachować wobec takiej deklaracji. Przez chwilę stałam w miejscu, a potem, głosem zmęczonego, starego człowieka powiedziałam:
- Chodź, zaraz będzie obiad. – stał jak wryty. Moje słowa chyba nie do końca do niego dotarły więc pociągnęłam go za rękaw. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej. W końcu posłusznie poszedł za mną, lecz wciąż miał dość nieprzytomny wzrok.
Gdy weszliśmy do jadalni, zobaczyliśmy ogromny stół uginający się pod ciężarem jedzenia. Na ten widok Connor wyraźnie się ożywił. W Czwartym dystrykcie nigdy nie można było się najeść do syta, szczególnie jeśli się było tylko biednym dzieciakiem z sierocińca.
Wszyscy siedzieli już przy stole, gdy nagle zauważyłam że kogoś brakuje. Connor najwyraźniej też zwrócił na to uwagę, bo zapytał:
- Gdzie jest Ernie?
- Oh, on? Z pewnością zaraz przyjdzie. Lubi pojawiać się w wielkim stylu. Pewnego razu…
Ale nie było nam dane dowiedzieć się co pewnego razu zrobił nasz mentor, ponieważ klamka nagle zachrzęściła i on sam pojawił się w drzwiach.
- Oh, więc jednak jesteś? – powiedziała Fanny raczej chłodnym tonem.
- Oczywiście! Jakże mógłbym pozbawić się przyjemności zjedzenia pierwszego obiadu z naszymi tegorocznymi barankami ofiarnymi! – po tych słowach wyszczerzył do nas zęby. Ernie znany był ze swojego czarnego humoru.
Zjadłam obiad złożony z kromki chleba z masłem i kilku łyków herbaty. Więcej nie byłam w stanie przełknąć. Connor najwyraźniej poczuł się już lepiej, bo bez problemu pochłonął trzy kotlety i całą górę ziemniaczków z sosem pieczarkowym.
Gdy wszyscy skończyli jeść Ernie podszedł do dużego telewizora stojącego na stoliku pod ścianą i włączył go. Mieliśmy obejrzeć relację z dożynek w innych dystryktach. Szczególnie interesowały mnie pozostałe dwa zawodowe dystrykty, z którymi mogłabym się sprzymierzyć.
Najpierw pokazano jedynkę. Wylosowano tam szczupłą, ciemnowłosą szesnastolatkę. Wyglądała na przestraszoną, choć dość pewną siebie. Potem wybrano mocno zbudowanego siedemnastolatka który wyraźnie się cieszył że trafi na arenę.
W Dwójce zaistniała niecodzienna sytuacja, ponieważ nawet nie przeczytano nazwiska wylosowanej dziewczyny. Zaraz po wyciągnięciu karteczki zgłosiła się wysoka, wysportowana dziewczyna. Zachowywała się niezwykle bezczelnie. Co dziwne, w jej oczach nie zauważyłam tak charakterystycznej dla ochotników żądzy mordu, tylko smutek i niechęć. Wydało mi się to bardzo nie na miejscu. Mimo to pomyślałam, że mogłabym ją polubić. Potem wylosowano jakiegoś niskiego chłopaka który wyglądał na dość niezrównoważonego psychicznie.
Po relacji z Trójki pokazali nasze dożynki. Najpierw wyczytano imię jakiegoś drobnego dwunastolatka za którego zgłosił się Connor. Nagle kamera przesuwająca się po tłumie zatrzymała się na mojej przerażonej twarzy. Po kilku sekundach obraz pokazywał jednak znów Fanny która mieszała ręką w misie z imionami dziewcząt. Wiedziałam co się za chwilę stanie, i nie mogłam na to patrzeć. Wyszłam z jadalni.
 Pozostałe blogi serii: 

http://d1-56th-hunger-games.blogspot.com/
http://d2-56th-hunger-games.blogspot.com/

Chcesz poznać całą historię zawodowców? Przeczytaj!

niedziela, 27 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 3

Drzwi się otworzyły. Wciąż byłam o nie oparta, więc zachwiałam się i przewróciłam ale zamiast upaść na ziemię wpadłam w silne ramiona taty.
- Wrócisz. Wierzę w ciebie. - Szepnął mi do ucha i wypuścił ze swych stalowych ramion. Powoli odsunął się na bok a zza jego pleców wysunęła się malutka głowa mojego brata, Finnicka. Patrzył na mnie swoimi dużymi zielonymi oczami, które swoim kolorem niezwykle przypominały fale mojego ukochanego morza. Mocno go przytuliłam. Nie potrafiłam się pożegnać z jedną z trzech najważniejszych dla mnie osób na świecie.
Po kilku minutach do pokoju weszła Fanny i chciała zabrać mnie do samochodu. Ale ja nie chciałam puścić brata, bałam się, że jeśli to zrobię nigdy więcej już nie będę mogła go przytulić. Dwóch Strażników Pokoju siłą mnie od niego odciągnęło a ja natychmiast zalałam się łzami.
“Dobrze że nie ma tu kamer. Co by sobie o mnie pomyśleli?!” Pomyślałam i ledwo wróciłam do rzeczywistości. Connor. Nie mogę pokazać mu się w takim stanie. Otzrłam twarz rękawem i wźęłam kilka głębokich wdechów. Po chwili podszedł do mnie Connor. Ramię w ramię powędrowaliśmy za Fanny w kierunku małego, rozklekotanego samochodu który wawiózł nas na stację. To była potworna męka. Siedzieliśmy po dwóch stronach naszej opiekunki która wesoło trajkotała jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że znajduje się między dwoma psychicznie wyczerpanymi osobami, które najpewniej zginą w ciągu najbliższych kilku tygodni.
Gdy samochód stanął szybko szarpnęłam klamkę i wyrwałam się na świeże powietrze. Pachniało solą i igłami sosnowymi. Pachniało domem. Mogłabym stać tak i oddychać całe życie. Ale Fanny okazała się wobec nas bezlitosna i już po chwili zagoniła mnie i Connora do pociągu.
Pozostałe blogi serii:
http://d1-56th-hunger-games.blogspot.com/
http://d2-56th-hunger-games.blogspot.com/
 Chcesz poznać całą historię zawodowców? Przeczytaj!

poniedziałek, 21 stycznia 2013

rozdział 2

Stałam w tłumie innych szesnastolatek. Nawet nie udawałam że oglądam propagandowy film nakręcony w Kapitolu. Przeszłość Panem nic mnie nie obchodziła, byłam zajęta zastanawianiem się nad przyszłością której być może nie miałam. Na podest weszła opiekunka trybutów - Fanny. To był jej drugi albo trzeci rok. Chyba postanowiła być oryginalna, ponieważ najpierw losowała chłopaka. Nie patrzyłam na nią, nie chciałam się dowiedzieć który ma umrzeć tym razem. Ale nagle…
- Zgłaszam się na ochotnika! - Słyszę tak dobrze znany mi głos.
- Proszę na scenę tego odważnego młodego człowieka! Jak się nazywasz?
- Connor Bluway - Musiało chyba paść na jakiegoś dwunastolatka bo przecież to jego ostatnie dożynki. Zakryłam usta dłonią żeby zdusić okrzyk przerażenia. Zaraz potem Fanny włożyła rękę do misy wypchanej karteczkami z imionami dziewcząt. Zamieszała w niej swoją długą, szponiastą dłonią i wyciągnęła karteczkę.
- Rosalie Odair! - krzyknęła. W pierwszej chwili nie zrozumiałam co się dzieje choć moje nogi same pomaszerowały w kierunku podestu. Fanny kazała mnie i Connorowi uścisnąć sobie dłonie i poprowadziła nas do Pałacu Sprawiedliwości.

Pozortałe blogi serii:
http://d1-56th-hunger-games.blogspot.com/
http://d2-56th-hunger-games.blogspot.com/
 Chcesz poznać całą historię zawodowców? Przeczytaj!

czwartek, 17 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 1

Dożynki. Dzień, który wzbudza strach we wszystkich dzieciach między dwunastym a osiemnastym rokiem życia. Z samego rana wstałam i wyszłam nad morze. Nie wiedziałam co mnie czeka. Nikt nie wiedział. Męczyły mnie pytania na które nie mogłam poznać odpowiedzi. Czy zostanę wybrana na trybuta? A jeśli tak, to z kim? Czy uda mi się wygrać?
Szarpnęłam zasuwkę od kurtki tak gwałtownie, że ją oderwałam. Cisnęłam ją daleko w piasek i ze złością oraz bezbronnością człowieka w sytuacji bez wyjścia zerwałam się z miejsca. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę miasta. Po głowie kołatała mi się myśl, że jeśli mnie wybiorą to nie znajdzie się nikt ko by się za mnie zgłosił. Moim jedynym przyjacielem był Connor, biedny chłopak z sierocińca. Nikt inny nawet nie darzył mnie sympatią.
Gdy dotarłam do naszego małego domku obudziłam tatę.
- Co dzisiaj mamy? - zapytał z kiepsko ukrywaną nadzieją, że to jednak nie dożynki.
- Dobrze wiesz, tato - miał taką zbolałą minę że ledwo udało mi się powstrzymać łzy. Nic dziwnego, że tata jest dziś taki przybity, w końcu właśnie w dożynki stracił na zawsze ukochaną młodszą siostrę. To było wiele lat temu, ale ten dzień zawsze będzie dla niego dniem małej Elise.
Szybko ubieram się w moją najlepszą sukienkę i wychodzę z tatą z domu.
Pozortałe blogi serii:
http://d1-56th-hunger-games.blogspot.com/
http://d2-56th-hunger-games.blogspot.com/
 Chcesz poznać całą historię zawodowców? Przeczytaj!